O FESTIWALACH PRASA PISAŁA

I KFPP

… i to jest wielce charakterystyczne dla opinii, jaką cieszy się u nas piosenka: skoro tylko wróciłem z Opola, zamknąwszy uroczyście I Festiwal Polskiej Piosenki, rozszalał się w mieszkaniu moim telefon. Dzwonili przyjaciele, znajomi bliscy, dalsi i najdalsi wyrzucając mi udział w tej imprezie. „Przecież to musiało być okropne!  wołano. – Jak pan mógł firmować coś takiego, czy panu nie wstyd?!” Nie ani trochę. Przeciwnie. Chodzę odmłodzony i nucę pod nosem: to było tak…

Opole jest idealną rezydencją dla piosenki, bo samo – z kanałem przecinającym je wzdłuż, ze ślicznymi mostkami, wierzbami płaczącymi, starymi uliczkami i ładnym nowym śródmieściem – ma w sobie coś z nastroju ballady. Na Festiwal zjechało się paręset muzyków, literatów, dziennikarzy i piosenkarzy. Ci ostatni nie wszyscy mieli talent, ale niemal wszyscy urodę. Miło zaś obcować przez kilka dni z ludźmi urodziwymi, co pozwala na trochę zapomnieć o istnieniu w Warszawie różnych złośliwych starych pryków.

Jest oczywiste, że wśród setki, albo i więcej zaprezentowanych piosenek duża ilość była złych i niemało słabych. Znalazły się wszakże piosenki dobre i nawet doskonale tak, iż z wyborem materiału do pierwszych nagród jury Festiwalu nie miało żadnych. Osobiście byłem szczerze uradowany, że sprawdziły się moje przypuszczenia, iż nowe ożywcze źródła piosenek znajdziemy w kabaretach studenckich. Istotnie zarówno program krakowskiej „Piwnicy pod Baranami”, jak i warszawskiego STS był wyborny…

Za najlepszą piosenkę taneczno-rozrywkową jury uznało „Jeśli chcesz” Jerzego Kaszyckiego (brata Lucjana) i Tadeusza Śliwiaka z Krakowa. Ponadto specjalną nagrodę otrzymał nadworny – że tak powiem – kompozytor „Piwnicy pod Baranami”, Zygmunt Konieczny,
za napisanie i aranżację wysoce artystycznych piosenek „Karuzela z madonnami”, „Pejzaż”, „Czarne anioły”. Pięć czołowych nagród I Festiwalu Piosenki Polskiej przyznanych tym, a nie innym utworom i wykonawcom, jest jak gdyby drogowskazem dla nowego rozwoju piosenki naszej, odmiennego od dotychczas produkowanej szmiry i sztampy.

Jedno z przedpołudni festiwalowych poświęcono konferencji publicystów, której tematem była oczywiście piosenka. Jakie są jej tradycje w Polsce? Jaka musi być jej przyszłość? Istnieją piosenki różnego typu: i takie, w których najważniejsza jest melodia i takie, w których na pierwszy plan wybija się tekst. Niemniej jednak polskie tradycje wiążą się raczej z tekstem i jego wysokiej klasy aktorską interpretacją. Tak właśnie podchodzili do piosenek: Zimińska, Pogorzelska, Ordonówna, Żelichowska, tak śpiewali je Sempoliński, Bodo, Olsza czy Dymsza. Taki był na festiwalowej estradzie ich utalentowany następca, Bogdan Łazuka w piosence Wasowskiego i Przybory „To było tak”…

…Po pięciu dniach wdzięcznego bytowania I Festiwal Polskiej Piosenki zamykano uroczyście
w blaskach reflektorów, przy szumie aparatów filmowych i telewizyjnych, na estradzie ślicznego otwartego amfiteatru w Opolu. Wysoko na niebie błyszczały nawiązane na sznur różowe batony, jak na piersiach nocy. Potem w niebo poszły pierwsze moce fajerwerku, sznur odcięto i balony w dymach, hukach, błyskach ruszyły w górę. Były coraz to mniejsze i bardziej odległe, ale ciągle piękne. Chciałem zatrzymać je oczyma choć na chwilę, mknęły jednak uparcie w głąb nocy. Gardło zacisnął mi żal i lęk.


JERZY WALDORF „Świat” 1963

II KFPP

Na początku był deszcz. Kapuśniaczek. Na końcu był deszcz. Ulewa z grzmotami. A co było w środku? Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu, który odbył się zaledwie po raz drugi, stał się przedsięwzięciem hucznym i prestiżowym. Głośne nazwiska pieśniarzy i kompozytorów. Kronika filmowa. Prasa z całej Polski. Galowe koncerty dla Telewizji, Interwizji, a rozkołysana ogólnym wrażeniem gigantyczności fama niosła, że i dla Euro wizji. Prawdziwa Violetta Villas w błyszczących klipsach do ramion. Żywy Lucjan Kydryński. Czy Festiwal był przedsięwzięciem udanym? Hm. Pytanie równie obcesowe, co wymagające odpowiedzi złożonej. Socjologicznie, by tak rzec, sprawa się niewątpliwie powiodła. Na tydzień bez mała stworzono w mieście klimat odświętny. Czuło się żywe tętno wspólnoty. Powstało wielotysięczne zbiorowisko ludzkie, promieniujące życzliwością i pogodą. Zbiorowisko to czuło na sobie ciepłe spojrzenie całego kraju.


LUDWIK FLASZEN „Echo Krakowa” 1964

III KFPP

Fajnie było… Łazuka śpiewała, jury usypiało ze zmęczenia, prezes Sokorski dostał nagrodę gwoździa (prywatna nagroda festiwalowa, rokrocznie fundowana przez spółkę autorską występującą pod pseudonimem Jan Gwóźdź), radio przysłało tylu dźwiękowców, że od razu nawaliły mikrofony i głośniki. Filipinki demonstrowały się jak na rewii mody. Dyrektor Fiszer (przewodniczący komisji artystycznej drugiego festiwalu) grał na Perelmanie (mowa o człowieku, a nie o tajemniczym instrumencie). Kalina Jędrusik wystąpiła w roli miniaturowego demona zmysłów. Chyła nabrał pełno wody do gitary, Kydryński śmiał się ze wszystkiego, a Ewa Demarczyk, cała skórkowa i paryska, słała publiczności błyskawice swoich spojrzeń. Fajnie było. Nie zatykając uszu wysłuchaliśmy pięciuset piosenek. To sukces!


BOGDAN WĘSIERSKI „Ekspres Wieczorny” 1965

V KFPP

Chyba żaden z poprzednich festiwali opolskich nie był tak skrupulatnie przygotowany jak tegoroczny, piąty z kolei, odbywający się pod auspicjami jubileuszu. Wydaje się, że tegoroczny był ciekawszy od poprzedniego, pozbawionego melodii i piosenek do śpiewania, takich na co dzień. I w tym roku nie było ich za wiele, ale przecież nie o to tylko chodzi. Tegoroczny festiwal był pełniejszy, bardziej zróżnicowany w typach piosenek, w aranżacji, w wykonaniu, wzięło w nim udział wielu wykonawców, także młodych (np. Urszula Sipińska, Anna Żebrowska, Irena Jarocka, Aleksandra Naumik), utalentowanych i dobrze się zapowiadających, jak również zespoły mocnego uderzenia ze swoim najlepszym repertuarem, mocno już skierowanym na nowy nurt big-beatu, melodyjnym, ciekawszym i znacznie spokojniejszym. Festiwal przekonał nas, nie pierwszy raz zresztą, że przeboje żyją intensywnie ale krótko, więc nie zbudziły entuzjazmu najlepsze, ale osłuchane już melodie ostatniego roku. Także laureatek ubiegłych festiwali wykonanych w inauguracyjnym koncercie pt. „Powrócę tu” słuchaliśmy trochę jak starej płyty, w każdym razie wypadł mniej interesująco niż się tego wszyscy spodziewali. Natomiast utwory kabaretowe i piosenki naprawdę dobre muzycznie mają żywot znacznie dłuższy.

Większość opinii skłaniała się do stwierdzenia, że tegoroczny festiwal zapewnił nam wysoki poziom ogólny: piosenek, wykonawców. Dostarczył także wielu nowych wniosków, które posłużą organizatorom następnego festiwalu do rozwinięcia nowych inicjatyw.

JERZY PIASTOWSKI „Panorama” 1967


VI KFPP

Pozwolę sobie przypomnieć fenomen obserwowany za naszej pamięci, chociaż idącej już w zapomnienie. Jeszcze przed kilku laty w repertuarze muzyki lekkiej naszego radia dziewięćdziesiąt ponad procent stanowiły utwory pochodzenia zagranicznego. Import. Uważało się wówczas, że monopol na muzykę lekką mają Amerykanie, Anglicy, iż język polski nie jest w stanie przenieść piosenki jak francuski, angielski – dla politycznego podtrzymania tej koncepcji dodawano jeszcze: rosyjski. Nie wdając się w analizę przylegania języka do muzyki, obecnie mamy już dowód na to, że polska twórczość w dziedzinie muzyki lekkiej – piosenki — jest nader obfita i udana. Dowodem tym jest Opole, corocznie przynoszące worek z nowymi wykonaniami. Dzisiaj prezentowana proporcja muzyki zagranicznej do krajowej zamieniła się miejscami z tą sprzed kilku lat. Ale to nie koniec przypomnień. Wówczas, kiedy broniono okopów pod hasłem „nie ma polskiego repertuaru”, a sponiewierani twórcy pod klapami fortepianów przechowywali swoje zapiski, pojawiło się kilkoro ludzi, którzy w partyzanckich warunkach, przy nie bardzo ochoczym i pełnym obaw poparciu niektórych person z Radia, zorganizowali w Opolu festiwal polskiej piosenki. Była to eksplozja, która wzburzyła dotychczasowe zasady, zniszczyła oponentów…

…Opole uczyniło wiele: naród rozśpiewał się i sprawę piosenki zaczął traktować z pasją oraz serio. Jeżeli jeszcze dzięki Opolu miejsce obok ogólnonarodowego songu „Szła dzieweczka do laseczka” zajmie „Ballada beskidzka” (Konieczny-Zygadłowicz w świętej trójcy z wykonawcą – Mieczysławem Święcickim) będzie to oznaczało, że mamy nie tylko najlepszy kabaret świata, ale i publiczność, której coraz trudniej będzie dogodzić.

ALEKSANDER ROWIŃSKI „Życie Literackie” 1968


VII KFPP

Znajomi orzekli, że wolą Opole od Sopotu i że festiwale to w ogóle doskonała rzecz: trzydzieści pięć, czy też czterdzieści tysięcy widzów, nie dostało się na koncerty festiwalu opolskiego, przedstawiciele KC i Rządu tkwili od rana w amfiteatrze, bawiąc się razem z kilkutysięczną publicznością, która szalała z uciechy: w tramwajach mówiło się o Alibabkach i Breakautach: jedni są za, inni przeciw. Festiwal Piosenki Polskiej porusza opinię publiczną nie mniej niż ważne sprawy państwowe…

…Imprezy masowe tego typu, co festiwale piosenki zawdzięczają swą popularność w dużej mierze telewizji. To prawda, ale tej prawdy nie należy przeceniać. Pierwszy festiwal opolski nie miał w dziesiątej części tej reklamy telewizyjnej, a jednak na brak zainteresowania nie narzekał. Dzisiaj telewizji podporządkowane jest wszystko – stąd widzowie muszą oglądać brzydką, ultramarynowo-szarą scenografię z blachami, musza reagować zgodnie z potrzebami telewizji, piosenkarze muszą się ubierać dla telewizji, wytwarza się specyficzny rodzaj zależności od kamery, z którą publiczność musi się liczyć, aby rozgrzać zimną z natury sztukę telewizyjną.

Efekt ekranowy jest na ogół dobry, ale szarżując zestawieniem: 10.000.000 telewidzów a 5.000 widzów w amfiteatrze – prawie zapomina się o tych pięciu tysiącach. Jest to jednak liczba pokaźna, bo nie ogarniająca wszystkich chętnych. Taka impreza w obecnych rozmiarach wymaga stałego biura ze sztabem ludzi, którzy nad jej organizacją pracują car rok. Festiwal to współczesny jarmark przemysłu rozrywkowego, a więc przedsięwzięcie, które powinno przynosić dochód – tymczasem u nas robi się wszystko, żeby tego dochodu uniknąć. Nikt mi nie wytłumaczy, że koncertów festiwalowych nie można powtarzać… Nie zgodzę się z tym, że 40.000 chętnych trzeba odesłać z kwitkiem… Hasło ZURT wypisane światłem neonu „Witamy w stolicy piosenki polskiej” powinno mieć pokrycie w rzeczywistości – bo szkoda dorobku, szkoda tradycji, szkoda pamięci wspaniałego klimatu, który przez siedem lat tłustych panuje w Opolu.

ANDRZEJ WRÓBLEWSKI „Życie Warszawy” 1969


IX KFPP

Tegoroczne dyskusje publiczności na temat IX Krajowego Festiwalu Piosenki w Opolu obracają się zasadniczo wokół jednego pytania: który festiwal był gorszy – ostatni czy ubiegłoroczny? Warto się chyba przychylić do zdania większości dyskutujących, a mianowicie: gorszy był festiwal tegoroczny, aczkolwiek kompromitująca złych utworów zasadniczo na nim nie było, czego nie można powiedzieć o „Opolu 70”. Ubiegłego jednak roku były także pozycje uderzająco ciekawe. Tegoroczny brak kontrastów, zrównanie poziomu festiwalu do poprawnej, nijakiej przeciętności wyszły imprezie zdecydowanie na złe…

… Na koniec przypomnijmy sobie jeszcze, co można powiedzieć dobrego o tegorocznym festiwalu? Na pozytyw można zaliczyć brak pozakonkursowego koncertu inauguracyjnego, który był co rok kompletnym niewypałem, rodzajem akademii „ku czci” tego czy owego. (Z lękiem oczekujemy na przyszłoroczny, dziesiąty, jubileuszowy festiwal. Tam dopiero mogą być akademie).

ZOFIA PAZDEJ „Walka Młodych” 1971


XI KFPP

Prawdziwy deszcz nagród spadł w tym roku na Opole: 15 głównych w trzech konkursach: „Premiery”, „Interpretacje” i „Mikrofon dla wszystkich” oraz masa wyróżnień – laurów uzupełniających oficjalne werdykty jury. Przypomnijmy niektóre nagrody: za najlepszą uznano piosenkę Nahornego i Kofty „Tango z różą w zębach” (śpiewała Łucja Prus), za najlepszą wokalistkę – Krystynę Prońko z Poznania, a za najciekawszych amatorów – R. Kretównę, zespoły „Brylantowe Spinki”, „Boom” oraz „Hajduczki”. Takie werdykty zawdzięczamy trzem różnym kompletom sędziowskim, obradującym podczas koncertów. To udane festiwalowe novum i warto je uczynić stałym punktem programu w przyszłości. Jurorzy oceniają piosenki, publiczność ocenia jurorów i zabawy jest co niemiara.

W sumie nie było najgorzej. Bo przecież oprócz kabaretonu było kilka niezłych piosenek paru nowych piosenkarzy, którzy skutecznie mogą konkurować z uznanymi gwiazdami. Dobrze się stało, że w tym roku aż dwa koncerty przeznaczono na prezentację wykonawców jeszcze szerzej nieznanych – w myśl zasady, że najbardziej nawet dobrane, ale stale to samo towarzystwo, po pewnym czasie jednak nuży.

MARTA PRZYBOROWICZ „Przyjaciółka” 1973


XIII KFPP

XIII Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu mamy już poza sobą. Feralna trzynastka nie przyniosła pecha. Wszystko odbywało się zgodnie z harmonogramem, a padający deszcz w czasie ostatnich koncertów, mam nadzieję, ostudził nieco wybujałe temperamenty, które starały się z opolskiej imprezy uczynić pępek świata, ale jednocześnie nie zgasił żaru i entuzjazmu organizatorów. Bo przecież nie można traktować festiwali opolskich jako jedynych spektakularnych i prestiżowych wizytówek polskiej muzyki rozrywkowej i mając pretensje do jej poziomu domagać się zlikwidowania tej atrakcyjnej dla miasta imprezy. Nie ma i nie może być festiwalu, który stanowiłby sam w sobie jakiś wyraźny przełom, był początkiem nowego i ciekawszego. Ale to już sprawa codzienności naszej rozrywki i estrady, którą festiwal opolski dość wiernie odbija. Do pełnego obrazu zabrakło tylko piosenki kabaretowej. Szkoda bo wtedy obraz byłby pełny. Ale przypuszczam, że i w takiej formie był dla opolan, a także uczestników imprezą sympatyczną i przyjemną. Gospodarze robili wszystko, by Opole w tym czasie było jeszcze piękniejsze i atrakcyjniejsze. Stąd w związku z festiwalem zorganizowano jarmark sztuki ludowej, staroci, konkursy: automobilowy, handlowy i gastronomiczny. A że opolanom festiwal jeszcze się nie znudził, to fakt. Wykupili bilety na wszystkie koncerty i zapraszają na przyszły rok, mając nadzieję, że będzie jeszcze lepią i weselej.

JAN TOM „Fakty” 1975


XIV KFPP

O tegorocznym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu mówiło się mniej niż zazwyczaj (nie z jego tym razem winy). Festiwal jaki ukształtował się w ciągu lat w Opolu wypracował kilka szablonów. Największy kłopot od dawna sprawia ich przełamanie, przezwyciężenie nużącej sztampy (zewnętrznej) opolskiej imprezy. Amfiteatralna składanka: konferansjer-piosenka (wszystko z akompaniamentem grzmiących smyczków) przeżyła się zdecydowanie, choć nie została jeszcze złamana.

Próby przełamania podejmuje od pewnego czasu Olga Lipińska. W ubiegłym roku wprowadziła w reżyserowanych w Opolu koncertach elementy swego „kabareciku”. W tym próbowała oprzeć imprezę amfiteatralną na indywidualnościach konferansjerskich. Co prawda debiuty opolskie Sobczuka, Stuhra czy Gołasa nie powiodły się – ale pomysł jest… Trzeba polemizować z „kontestacyjnym” werdyktem. Nie przyznano bowiem aż czterech głównych nagród. Tymczasem od dawna nie było w Opolu przebojów tak oczywistych jak tegoroczne piosenki Maryli Rodowicz („Sing, Sing”, „Damą być”, „Ludzkie gadanie”, „Dziś szczęśliwych Cyganów już nie ma”). Dawno nie zaprezentowało się tyle prawdziwych ,gwiazd” rodzimej estrady (zaliczam do nich przede wszystkim Sipińską – ale też Prońko, Sośnicką, Wodeckiego, Jantar – duży rozwój! – czy Rosiewicza). O      co chodziło jurorom? Nie bardzo wiem, doprawdy. Być może związani byli regulaminową formułą oceniania wyłącznie imprez konkursowych, gdy tymczasem wszystko, co ciekawe, działo się poza konkursem? Ale o co szło jurorom, gdy sugerowali nowe formy prezentacji piosenek – właśnie wtedy, gdy nowe formy się pojawiły?

JAN JAKI „Echo Krakowa” 1976


XV KFPP

Trzeci koncert „Op. 77” zadecydował o festiwalowym werdykcie. Notowania giełdy jurorów, prowadzone przez wszystkie konkursowe dni, zsumowały się w taki oto obraz. I nagroda – dla utworu „Hop, szklanka piwa” – w wykonaniu Marka Grechuty, który z Janem Kantym Pawluśkiewiczem jest kompozytorem i aranżerem całości powstałej na kanwie tekstów Stanisława Ignacego Witkiewicza; II nagroda – dla Zbigniewa Namysłowskiego (kompozycja i instrumentacja), Wojciecha Młynarskiego (tekst) i Łucji Prus za utwór „Kocham się w poecie”; III nagroda – dla „Songu o ciszy”, autora i wykonawcy Jonasza Kofty oraz kompozytora i aranżera – Andrzeja Zaryckiego. Zatem przebój zdetronizowany! Żadna z nagrodzonych pozycji nie jest szlagierem, ba nawet, piosenką do nucenia. I nie mogło być inaczej. Tegoroczny festiwal opolski proponując nową formułę imprezy telewizyjnej stał się także próbą szerszej niż zazwyczaj prezentacji piosenki artystyczną. Co nie znaczy, że podczas koncertów nie królowały popularne przeboje. Tyle, że w pamięci pozostały te właśnie utwory, które wzbudziły refleksję, a nie tylko odruch bicia braw.

KRYSTYNA GUCEWICZ „Ekspres Wieczorny” 1977


XVII KFPP

A piosenek z Opola w tym roku nasłuchała się cała Polska w imponującej obfitości. Od „Piosenki o mojej Warszawie” śpiewanej przez Fogga, po „Nie spoczniemy” Czerwonych Gitar. Okazało się, że właśnie te przeboje z 35 lat stanowiły największą atrakcję zarówno dla publiczności opolskiego festiwalu jak i dla telewidzów. Tegoroczny festiwal należał do najbardziej dotychczas udanych, zwłaszcza że w ostatnich latach impreza traciła wyraźnie popularność. Nie trzeba jednak zapominać, że właśnie ów przedstawiony repertuar ,,z myszką” przyczynił się do sukcesu. Wypróbowane i osłuchane przez lata piosenki (zresztą naprawdę dobre) stanowiły swoiste „samograje”. To prawda. No cóż, ale program taki zaproponowali autorzy Opola’79 i za to im chwała. Nie zawiodła ich wyobraźnia, nie zawiedli też piosenkarze, którzy stare piosenki uskrzydlili młodzieńczą werwą.

TADEUSZ ŚLIWIAK „Życie Literackie” 1979


XVIII KFPP

Twórcy „Opola’80” postanowili tym razem dogodzić wszystkim. W rozciągniętym do sześciu dni i dziesięciu koncertów worku festiwalowym zdecydowali się zmieścić i arcytradycyjne „pienia” opolskie i wywodzącą się z punk-rocka „nową falę”, ludowy śpiewnik Katarzyny Gaertner i warszawski teatr „Syrena”, kabaret Laskowika i smętną poezję debiutantów… Było zatem w tym roku w Opolu wszystkiego po troszeczku: od regionalnych pieśniczek po modry rytm reggae, od Andrzeja Rosiewicza po awangardową grupę Maanam. W efekcie mniej było z pewnością w amfiteatrze dętego szpanu i rzewnej monotonii, ale też festiwal przypominał zbytnio przysłowiowe soldy. Mnóstwo barwnych fatałaszków, niekiedy nawet nadających się do noszenia, ale ani jednej na miarę dawnych, wielkich odkryć festiwalowych. W rok po jubileuszowym Opolu z udziałem Ewy Demarczyk, Czesława Niemena, Ireny Santor i Mieczysława Fogga, zdecydowano się pokazać nam w mieście zielonych mostów dzień powszedni naszą rozrywki. Obraz, jaki wyłonił się w wyniku operacji pod nieoficjalnym kryptonimem „supermarket krajowej piosenki” żywo przypomina sytuację w innych dziedzinach handlu: tzw. masy towarowej nie brakowało, ale najatrakcyjniejsze pozycje kupowało się raczej spod lady! Przykładem niech będzie chociażby benefis Zenona Laskowika, zatytułowany „Z tyłu sklepu”, lub piosenki takie jak „Obława” laureata Nagrody Dziennikarzy, Jacka Kaczmarskiego, lub „Bierz mnie” Maryli Rodowicz…

ZYGMUNT KISZAKIEWICZ „Panorama” 1980


 XX KFPP

Ostatnim akcentem sezonu muzycznego 1982/83 był XX Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki. Skromniejszy niż to bywało przed laty, nie mający już nic wspólnego (na szczęście) z telewizją i innymi „dobrymi wujkami”, ale niestety uboższy o brak swego założyciela i „duszy” – kilka miesięcy wcześniej odszedł na zawsze Karol Musioł, twórca KFPP. Wiele przyczyn – także tych pozamuzycznych złożyło się na fakt, że jubileusz nie wypadł najokazalej. Zwłaszcza koncerty debiutów (nazwanych tym razem promocjami) oraz premier były w większości mało atrakcyjne. Wiele przeżyć, zwłaszcza młodzieżową widowni, dostarczyła noc rockowa. Podobał się również koncert finałowy – „Mikrofon i ekran”. Wśród imprez towarzyszących najwięcej było koncertów rockowych, ale największe wrażenie na widzach wywarło bez wątpienia widowisko rockowe „Kompot” – rzecz o problemach młodych ludzi uwikłanych w uzależnienie narkotyczne. Najkrótszą recenzją minionego festiwalu było powiedzenie Antoniego Kopffa – szefa muzycznego XX KFPP: „największą zaletą tej imprezy było to, że się w ogóle odbyła”. Nie wszyscy z tą opinią zgodzili się, a publiczność festiwalowa była jak zwykle zadowolona. Dobrze to, czy źle?…

PIOTR WRÓBLEWSKI

„Kalendarz Opolski” 1984


XXII KFPP

… w ostatnich latach opinie prasowe dotyczące opolskich festiwali nie były najlepsze, podważano nawet sens organizowania tej imprezy. Dyskusje na temat sensowności organizowania festiwalu są zupełnie poza meritum. Jest to jeden z niewielu trwałych punktów naszego pejzażu kulturowego. Wydaje mi się, że rozmowy na temat tego, czy festiwal ma być są spóźnione o dwadzieścia dwa lata. Mimo niektórych opinii prasowych należy pamiętać, że festiwal jest robiony dla publiczności a nie dla dziennikarzy… Festiwal będzie się na pewno zmieniał, ale żadne programowo przyjęte założenia estetyczne nie są potrzebne. Byłyby nawet szkodliwe…

– Czy spoglądając w przyszłość opolskich festiwali jest pan optymistą?

– Umiarkowanym, ale tak. Nadzieje swoje wiążę z faktem, iż ludzie piszą piosenki, bardzo wielu chce ich posłuchać i, nic nie zapowiada tego, żeby coś miało się tu zmienić.

JONASZ KOFTA

w rozmowie z Markiem Brodowskim „Trybuna Opolska’ 1985


XXIV

Szkoda, że państwo tego nie widzieli… Można tak powiedzieć, pomimo, że z zakończonego w niedzielę koncertem „Mikrofon i ekran” XXIV Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu były trzy bezpośrednie transmisje telewizyjne. Nie pokazane jednak – wbrew pierwotnym zamierzeniom najlepszego z koncertów festiwalowych czyli „Debiutów”. Nie znalazł się na antenie tv pozakonkursowy późnonocny, a wyjątkowo znakomity „Kabareton”. Te dwa koncerty dość zasadniczo – moim zdaniem – zmieniają opinię o tegorocznym KFPP w Opolu. Na tle monotonii i nudy, przynajmniej na miejscu wyraźnie odczuwanej podczas prób „Premier” i wieczoru „Od Opola do Opola”, dopiero te imprezy, świetnie wyreżyserowane, oprawione plastycznie, nadały życia, barwy i sensu opolskiemu przeglądowi.

exg.

„Trybuna Ludu” 1987